Dom Zły - polskie arcydzieło
Nie znoszę kina polskiego. Nienawidzę ekranizacji lektur szkolnych, pseudo-śmiesznych komedii romantycznych, produkcji wyprodukowanych przez telewizję z szarym logiem oraz tej parszywej martyrologii. Nie cierpię polskich plakatów - mało pomysłowych, najczęściej składających się ze zdjęcia z planu na białym tle - i ogólnie kiepskiej kondycji filmowego marketingu. Nie mogę patrzeć już na te same mordy w każdej niemal produkcji, spoglądające na mnie z każdego filmowego banera. Krótko mówiąc, kino polskie dla mnie nie istnieje. W tym filmie jednak się zakochałem.
Jeśli mam do wyboru rodzimą produkcję i film, który na IMDb.com otrzymał ocenę 2.1, oczywiście wybiorę tę drugą. Zbyt wiele razy przejechałem się na sponsorowanych opiniach recenzenckich, zbyt często zniesmaczony kończyłem seans kolejnego nadwiślańskiego gniota. Ostatnio jednak, nieco z przymusu, obejrzałem "Rewers" - film może nie idealny, ale zdecydowanie lepszy niż dowolna polska produkcja z ostatnich 14 lat. Film, do którego nie mogę się za bardzo przyczepić. Obraz (nie lubię tego słowa w kontekście filmu, ale PWN dopuszcza jego stosowanie w przypadku filmów "dobrych"), po którym może nie zapragnąłem nadrabiać zaległości z ostatniej dekady (w tym czasie obejrzałem może ze 3 polskie gnioty), ale po którym na kolejne użyczone płyty DVD nie patrzyłem już z taką niechęcią. Na jednej z nich zarejestrowany był "Dom Zły". Z drżeniem rąk umieściłem ją w odtwarzaczu.
Godzinę i 44 minuty później pomyślałem, że jeżeli tak dalej pójdzie to, niech mnie diabli, gotów jestem dać drugą szansę polskiej kinematografii. Film Smarzowskiego kopnął mnie w twarz i poprawił uderzeniem obucha w tył głowy. Czegoś takiego się po prostu nie spodziewałem. Czegoś tak przemyślanego. Czegoś tak dobrze nakręconego. Czegoś tak fenomenalnie zmontowanego. Czegoś z taką wirtuozerią poprowadzonego. Nie spodziewałem się, ponieważ, oprócz wymienionych w pierwszych dwóch akapitach powodów, poprzedni film reżysera - "Wesele" - nie przypadł mi do gustu.
http://www.youtube.com/watch?v=Zy_OCQUfIQs
Ciężko mi to przez gardło przechodzi, jeszcze ciężej wystukuje się te słowa na klawiaturze, ale muszę to zrobić. Muszę nazwać "Dom Zły" polskim arcydziełem - produkcją, której ze wstydu nie będę chował do szafy, gdy z wizytą wpadnie rodzina albo znajomi. Pomijając polskie komedie do roku 1997, historia zootechnika, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, jest najlepszym polskim filmem jaki widziałem. Nie było ich wiele, ale może dzięki niemu od dnia dzisiejszego będzie ich przybywać. Obym jeszcze kiedyś doświadczył ponad sto minutowego maratonu niedowierzania.