5 filmowych dystopii, które nie są takie straszne, jak je malują
Według słownika języka polskiego (nie jestem pewny, swoją definicję brałem z wikipedii) z dystopią mamy do czynienia wtedy, kiedy na ekranie oglądamy czarną wizję przyszłości, wynikającą z krytycznej obserwacji otaczającej nas rzeczywistości. Wielu filmowców nie miało chyba jednak przyjemności obcowania ze zbiorem wyjaśnień co trudniejszych słów wywodzących się z greki, dlatego bardzo często okazuje się, że tkana przez nich dystopijna opowieść, tak naprawdę ma więcej cech jej bezpośredniego zaprzeczenia i miast nastrajać negatywnie, prezentuje rzeczy, które w gruncie rzeczy mogą się nam podobać. I to bardzo.
Całkowite rozwiązanie problemu przeszczepów, w zamian za ustawowy nakaz udostępnienia swojego organu potrzebującej osobie. Obniżenie cen paliw na całym świecie, w zamian za zbrojny atak na posiadające takie zasoby państwa. Orgazm na zawołanie w każdym miejscu i o każdej porze, w zamian za chirurgiczną sterylizację każdego człowieka (hmm, paradoks?). Pozytywne rzeczy, niosące za sobą bardzo negatywne konsekwencje. Tak moim zdaniem powinien wyglądać wyważony dystopijny problem, zgodny z wyjaśnieniem pojęcia z pierwszego akapitu.
Oglądając jednak niektóre produkcje, często można odnieść wrażenie, iż pozytywne aspekty wynikające z życia w dystopijnym społeczeństwie są tak atrakcyjne, że ustępstwa na jakie musieliby pójść ludzie, aby te zostały zrealizowane, nie wydają się być dobrane adekwatnie. Jeśli poprzednie zdanie wydaje się Wam niejasne (z mojej winy - to jego 18 wersja; wszystkie pisałem łącznie 45 minut), może poniższe przykłady ułatwią jego zrozumienie.
Raport mniejszości
Możliwość zapobiegnięcia zbrodniom w zamian za nieco większą kontrolę nad naszym życiem to schemat od kilkunastu już lat wałkowany i wdrażany przez amerykański rząd. I skoro to większości osób raczej nie przeszkadza (nie widać na horyzoncie żadnej demonstracji ani zamieszek w sprawie inwigilowania przez NSA), nie przeszkadzałoby im też totalne bezpieczeństwo w zamian za kontrolę totalną. Prekognicja, bezzałogowe niezawodne i niestojące w korkach samochody, błyskawiczne przeszczepy? Biorę to w ciemno. Od razu dwie sztuki.
Wszak kontrolowanie różnych przyrządów gestami, czy również obecne w naszym życiu od jakiegoś czasu targetowane reklamy, jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiły. Chyba, że ktoś za pomocą Kinecta przeprowadzał operacje plastyczne albo szukał w Google erotycznych zabawek i zapomniał przełączyć się na tryb Incognito.
Seksmisja
Nie wiem jak wyglądałoby to z perspektywy pań, ale panowie, którzy znaleźliby się w upiornym świecie przyszłości, rządzonym (z racji nieobecności innych mężczyzn) tylko przez kobiety, z pewnością by nie narzekali. Bo na co tu narzekać? Wymieniane się koszulkami po zakończonych zawodach sportowych? Obowiązek ratowania gatunku? Możliwość obezwładnienia każdej niewiasty nawet najbardziej paskudnym pocałunkiem? Raczej nie. Jedyne wątpliwości może budzić proces naturalizacji, ale i jego dałoby się uniknąć, co zresztą pokazali bohaterowie filmu. Którzy później z wielką ochotą i werwą zabrali się za przywrócenie parytetu. Kto by się nie skusił?
Matrix
Pomijając fakt, że bycie źródłem energii zasilającej maszyny nie zaliczymy do rzeczy najprzyjemniejszych, świat Matriksa to najlepsze co może się przytrafić ludzkości żyjącej na zrujnowanej planecie. Zwłaszcza jeśli jesteśmy świadomi istnienia wirtualnego świata przez nie stworzonego. Przy odrobinie szczęścia w Matriksie błyskawicznie posiądziemy dowolną wiedzę i umiejętności (kung-fu i pilotowanie helikoptera przy pomysłach coponiektórych może budzić uśmiech politowania - wy wiecie co mam na myśli), przezwyciężymy grawitację oraz wykażemy się nadludzką siłą i zręcznością. Wystarczy nie rzucać się za bardzo w oczy kontrolującym populację agentom, a ponura przyszłość stanie się dla nas hiperrealistyczną grą RPG, którą co kilka lat będziemy zaczynać na nowo. Wygrać się nie da, ale przecież nie o to chodzi, by złapać (białego) króliczka.
Equilibrium
Jeśli już przy kontroli jesteśmy (to chyba nieodłączna część każdej dystopii), to oprócz zapobiegania przestępstwom, w zamian za ubezwłasnowolnienie i wypranie z wszelkich uczuć, pozbycie się depresji, samobójstw, gwałtów, nienawiści, wojen i wszystkiego innego tałatajstwa, wydaje się całkiem ciekawą transakcją. Można co prawda narzekać, że seks nie będzie tak samo satysfakcjonujący, a i książek raczej nie poczytamy, ale spójrzmy prawdzie w oczy: czytelnictwo i tak leci na łeb na szyje, a synonimem seksu już w obecnych czasach stało się wertowanie w internecie stron porno z najbardziej wymyślnymi fetyszami.
Surogaci
Przyszłość, w której wszystkie sprawy załatwiamy za pomocą sterowanych zdalnie humanoidalnych robotów bardziej wydaje się utopią niż sygnowaną przez komiks i jego ekranizację dystopią. Możliwość nadania sobie dowolnych cech charakteru i wyglądu, brak niebezpieczeństwa zarażenia się chorobami, niemożność poniesienia śmierci w przypadkowym wypadku, zwiększona siła, szybkość i percepcja... Gdzie tu minusy? Uniwersum "Surogatów" jest w istocie bardzo podobne do Matriksa, z tą różnicą, że tu każdy zdaje sobie sprawę z istnienia wirtualnego świata. I chce w nim pozostać. Taki internet 3.0, z tym że pozbawiony chamstwa, agresji i animowanych gifów z kotami w roli głównej.