Trudno uwierzyć, że niedawno minęło już 15 lat od premiery prawdopodobnie najlepszego filmu spod znaku miecza i sandałów, jakie wydało na świat kino. Nagrodzony pięcioma Oscarami "Gladiator" praktycznie samodzielnie wskrzesił gatunek przez wielu uważany za wymarły, oferując trzymającą w napięciu i chwytającą za serce historię, która przemawiała do widzów zarówno w każdym wieku, jak i obojga płci. Jeszcze trudniej uwierzyć, że Ridley Scott z ekipą nie spróbowali nakręcić kontynuacji artystycznego i kasowego hitu. Jak się jednak okazuje, reżyser wraz z odtwórcą tytułowej roli do realizacji sequela "Gladiatora" byli już praktycznie gotowi, po tym gdy na ich ręce został złożony scenariusz autorstwa legendy muzyki rockowej. Już za chwilę dowiecie się, jak wielka byłaby to katastrofa i brutalny gwałt na widzach.
W czerwcu 2001 roku producent filmu Douglas Wick oświadczył, że rozpoczęto prace nad prequelem mającym opowiedzieć historię militarnej kariery Maximusa. Jednak już w 2002 roku pomysł ten porzucono na rzecz realizacji kontynuacji, która miała rozgrywać się 15 lat po wydarzeniach przedstawionych w pierwszym filmie - w czasach gdy Rzymem rządzili już Pretorianie. Głównym bohaterem miał być starający się dowiedzieć, kto jest jego prawdziwym ojcem Lucjusz. Pomysł niestety nie przypadł do gustu Russellowi Crowe'owi. Odtwórca roli Maximusa chciał wskrzesić swojego bohatera (!), sam próbując znaleźć usprawiedliwienie jego powrotu do świata żywych przez wiele miesięcy przekopując książki na temat rzymskich wierzeń. Co ciekawe, zainteresowanie takim rozwiązaniem sprawy wyraził także Ridley Scott.
Ten ostatni zauważył jednak, że jeżeli zdecydują się na taką fabularną woltę, w tytule filmu głupio będzie ponownie dawać "Gladiatora", jako że sequel z wojownikami-niewolnikami wiele wspólnego mieć nie będzie. Dalsze spekulacje co do kształtu filmu wywołał easter egg na płycie DVD ze specjalną edycją "Gladiatora", który zawierał dyskusję na temat ewentualnej kontynuacji i jej fabuły. A ta, według producenta Waltera F. Parkesa, miała strukturalnie przypominać sequel "Ojca chrzestnego". To akurat nie brzmiało najgorzej.
W 2006 roku Ridley i Russell poprosili Nicka Cave'a (tak, tego Cave'a) o napisanie scenariusza według pierwotnego pomysłu Crowe'a (ten ze wskrzeszeniem), jednak swój sprzeciw wyrazili włodarze studia Dreamworks SKG. Studio będące właścicielem praw do "Gladiatora" obstawało przy scenariuszu oscylującym wokół Lucjusza, który miał dowiedzieć się, że jest owocem romansu Maximusa i Lucilli (czyli siostry Kommodusa). Scott zauważył jednak, że tego typu motyw osadzony dodatkowo w mocno skorumpowanym Rzymie byłby zbyt trudny do ogarnięcia przez widzów, a przynajmniej trudniejszy niż oryginalny film, którego siłą napędową był najprostszy z motywów - zemsta.
Legendarny rockman dostawszy zielone światło od reżysera i odtwórcy głównej roli scenariusz, jak się okazało, mimo wszystko przygotował. A kiedy informacje na jego temat w 2009 roku wyciekły do internetu, cały filmowy świat zdębiał. Co takiego napisał Nick Cave?
Miast zmartwychwstania pojawił się w nim motyw reinkarnacji, której sprawcami mieli być rzymscy bogowie. To oni przyczynili się do powrotu Maximusa do Rzymu, po to by bronił chrześcijan przed prześladowaniami. Zanim zaczniecie krzyczeć, że to przecież absolutnie bez sensu (wszak dla chrześcijan osoby wierzące w Jowisza i jego kumpli byli poganami), poczekajcie jeszcze dwa zdania. Po zwycięstwie w nierównym boju o hegemonię chrześcijańskiej sekty Maximus miał rozpocząć wędrówkę w czasie i przestrzeni do innych ważnych okresów historycznych. W zamyśle scenarzysty są nimi m.in. II wojna światowa (gdzie reinkarnowany dowódca miał wydawać rozkazy dywizji pancernej), konflikt w Wietnamie oraz czasy współczesne. Jeśli chodzi o to ostatnie, to w scenariuszu Cave'a w XXI wieku przeznaczeniem Maximusa było otrzymanie stopnia generała... w Pentagonie. Tak, moi mili, teraz możecie zacząć krzyczeć.
Na szczęście Dreamworks SKG uznało, że proponowany skrypt był zwyczajnie głupi. Może inaczej - studio uznało, iż widzowie (!) pomyślą, że scenariusz to kiepski dowcip i zaniechało produkcji filmu. Jako osobny byt pomysł Cave'a ponoć (przyznam, że nie miałem serca przeczytać go w całości) dość mocno się broni, ale jako scenariusz kontynuacji nagrodzonego Oscarem w kategorii Najlepszy film dzieła brzmi równie kuriozalnie, co sequel, nie przymierzając, "Listy Schindlera". A może i jeszcze gorzej.
PS: 8 lat po opublikowaniu tego wpisu okazało się, że na listopad 2024 zaplanowano premierę sequela “Gladiatora”. Co prawda z innym skryptem (na pewno?), ale z takim samym niesmakiem.