9-letni żart zakodowany w filmie Petera Jacksona 12 lat temu
I co ma z tym wszystkim wspólnego Tom Cruise?
Pod tym lekko niezrozumiałym tytułem, jakim, mam nadzieję, zachęciłem Was do przeczytania niniejszego tekstu, kryje się naprawdę zabawny filmowy smaczek, którego na pewno nie wyłapaliście, jeśli nie jesteście amatorami radiotechniki lub nie służyliście w marynarce wojennej.
Jako że w kinach spustoszenie sieje 32-metrowy goryl, niszczący wojskowe helikoptery z zapamiętaniem czterolatka rekonstruującego na dywanie katastrofę lotniczą połączoną z karambolem drogowym, postanowiłem przed seansem tegoż przypomnieć sobie 12-letnie już dzieło życia Petera Jacksona (nie, tym razem nie chodzi o "Władcę Pierścieni"). Że była to dobra decyzja nikogo nie muszę raczej przekonywać, chociaż w wersji nowozelandzkiego reżysera ten sam człekokształtny był niższy o ponad 25 metrów. Nie muszę, bo wszyscy dobrze wiecie, iż wystąpiła w nim hipnotyzująca powabem Naomi Watts, naparzający się z King Kongiem tyranozaur oraz Andy Serkis, który zdecydowanie zbyt rzadko pokazuje na ekranie swoją własną twarz, kryjąc się w komputerowo generowanym kamuflażu.
Ukryta wiadomość
To czego możecie nie wiedzieć to fakt, iż twórca filmowej adaptacji "Władcy Pierścieni" ukrył w nim wiadomość, której poprawną treść można poznać ignorując tłumaczenie bohaterów filmu, a wsłuchując się w ciąg krótkich i długich dźwięków odbieranych przez nich w jednej ze scen.
Jak każą nam wierzyć postaci rozmawiające na ekranie, powyższa wiadomość miała być nakazem aresztowania postaci granej przez Jacka Blacka - Carla Denhama, spłukanego reżysera filmowego, oskarżanego o sprzeniewierzenie znacznej sumy pieniędzy i kilka oszustw. Wyjaśnienie to w kontekście wcześniejszych wydarzeń jest dość logiczne, ale wprawieni w nasłuchiwaniu sygnałów S.O.S. widzowie w mig pojęli, że twórcy "King Konga" nie mówią nam całej prawdy. Może dlatego, że trudno byłoby komukolwiek zmieścić rozkaz schwytania dowolnego kanciarza w zaledwie 15 znakach.
By nie trzymać Was dłużej w niepewności, już teraz powiem, że zamiast "ARESZTOWAĆ CARLA" (15 znaków po polsku!), osoba nadająca telegram przysłała na łódkę płynącą w kierunku Wyspy Czaszki kropko-kreskowy zapis słów "SHOW ME THE MONKEY" czyli po naszemu "POKAŻCIE MI MAŁPĘ" (15 znaków po polsku!).
Nie muszę chyba dodawać, że był to swego rodzaju krzyk rozpaczy każdego widza, który przyszedł do kina na "King Konga", a po 42 minutach dostał jedynie film o facetach w łódce. Na małpę jednak przyszło zgromadzonym w kinach osobom poczekać jeszcze dodatkowe 28 minut, bo dopiero w 70 minucie na ekranie zjawił się Kong.
Pokaż mi kasę!
Zorientowani w kinie nieco mniej familijnym na pewno od razu skojarzyli, że zakodowana przez Jacksona wiadomość to mrugnięcie okiem do kultowej sceny z "Jerry'ego Maguire'a", w której Tom Cruise darł się do słuchawki na żądanie swojego prawdopodobnie ostatniego klienta.
Nie wiadomo dlaczego Jackson zdecydował się właśnie na sparodiowanie tudzież nawiązanie do obyczajowego dramatu sportowego z 1996 roku. Wiadomo natomiast, że te 15 znaków pod postacią kropek i kresek było zdecydowanie lepsze, niż cały scenariusz wyświetlanej właśnie w kinach "Wyspy Czaszki". Ta ostatnia, chociaż oprawą dorównująca wymarzonemu filmowi Nowozelandczyka, duszy nie posiada. To jedynie piękny portret Konga. Ale bez Kinga.