Za kulisami: The Green Mile (Zielona mila)
W grudniu tego roku minie dokładnie 15 lat od premiery jednej z najlepszych adaptacji książkowych, którą reżyser i scenarzysta przygotował na podstawie powieści Stephena Kinga w zaledwie osiem tygodni. "Zielona mila" w wersji scenariuszowej Franka Darabonta była ponoć tak dobra, że przy korekcie nikt nie odważył się zmienić nawet interpunkcji, aby nie ingerować w dzieło specjalisty od więziennych historii pióra mistrza horroru. Nic więc dziwnego, że gotowe dzieło porwało zarówno widzów, jak i krytyków i zarobiło w samych Stanach Zjednoczonych ponad pięciokrotnie więcej, niż "Skazani na Shawshank".
Jednak sukces filmu to zasługa nie tylko reżysera, ale także, a może nawet przede wszystkim, niesamowicie solidnej obsady. Obecność w ekipie doświadczonych tuzów jak Tom Hanks i Gary Sinise (kumple z "Forresta Gumpa"), niesamowicie utalentowanego Sama Rockwella, nie ustępującego mu Barry'ego Peppera czy Douga Hutchisona sprawiła, że nawet dotąd nie kojarzony z ambitnym repertuarem Michael Clarke Duncan wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, dając życiowy popis i otrzymując nominację do Oscara.

Teraz nie wyobrażamy sobie roli Johna Coffeya w innej interpretacji, ale niewiele brakowało, by wcielił się w niego zupełnie inny aktor. Na szczęście sytuację uratował Bruce Willis, który podpowiedział koledze z planu "Armageddonu", by spróbował swoich sił w nieco bardziej wymagającym projekcie, uważając, że nadaje się do "Zielonej mili" idealnie. Filmowy John McClane pokazał, że faktycznie ma nosa, bo Duncan na castingu wymiótł całą konkurencję, z miejsca otrzymując angaż i rozwiewając wszelkie wątpliwości, czy czarnoskóry gigant będzie w stanie wykrzesać z siebie odpowiednio dużo empatii.

Jedno z niewielu zdjęć zakulisowych, które krąży po sieci
Realizacja filmu budzącego tak skrajne emocje nie przebiegała oczywiście w całkowitej zadumie, a na planie miały miejsca też różne żarty i wygłupy, które udało się udokumentować na filmie z produkcji. Niestety, tak jak i w przypadku "Shawshank Redemption" zdjęć nie będących zrzutami z płyty DVD praktycznie nie ma, więc zbierając materiały do tego wpisu musiałem się ratować właśnie wydaniem przeznaczonym do kin domowych. Mam jednak nadzieję, że udało mi się uchwycić klimat, jaki panował w studio Warner Bros. udającym zakład karny Cold Mountain.


Obok scenariusza, aktorzy posiłkowali się też jego pierwowzorem.

Mysz była tresowana - reżyser uparł się, aby w filmie było jak najmniej efektów generowanych komputerowo

Wspólne czytanie scenariusza

Trochę radości i trochę zadumy


Forrest i porucznik Dan. A obok Doug Hutchison z matką.

Na pewno wygodniejsze niż Żelazny Tron


Duncan już podczas pierwszego czytania wpadł na pomysł, jak pokazać wskrzeszanie małego bohatera filmu

Dziewczynki jeszcze nie wiedzą, co je czeka

Hanks trzyma kciuki za powodzenie projektu

Odrobina odprężenia pomiędzy pełnymi napięcia scenami

Tak naprawdę wszyscy byli przyjaciółmi

Stephen King odwiedził plan zdjęciowy filmu w dniu swoich urodzin. I załapał się na torta

Szkice produkcyjne

King przypięty do krzesła elektrycznego. Pan Jingles wolał własne krzesełko

Wystarczyło gryzonia nakarmić, a dla ekipy robił to, co tylko chcieli

Po trudnej scenie z lalkami udającymi zamordowane dziewczynki, Duncan musiał odpocząć psychicznie. Za bardzo wczuł się w rolę

Ostatnie wskazówki przed klapsem


