11 lat i 1 miesiąc temu swoją polską premierę miał jeden z najpopularniejszych (czy tego chcemy czy nie) filmów świątecznych w historii kina. Mimo iż nie porwał krytyków, publiczność pokochała go już od pierwszej sceny, a uczucie to wydaje się nie wygasać mimo szybko upływającego czasu. Może to zasługa wielowątkowości, może mocnej niepoprawności i wulgarności, sprawiającej, że podoba się tak samo zarówno kobietom jak i mężczyznom, a może po prostu tego słodko-gorzkiego świątecznego klimatu, jakże prawdziwego i nieodstającego zbytnio od tego, co częstokroć przeżywamy pod koniec grudnia. Jakakolwiek nie byłaby prawda, faktem jest, iż jest to jeden z filmów, który napotkany podczas przełączania kanałów w telewizji, zawsze oglądamy do samego końca. Ale czy wiemy o nim wszystko?
Jako świąteczny prezent dla wiernych czytelniczek KWP, postanowiłem skompilować dzisiaj jedenaście ciekawostek związanych z "To właśnie miłość", o których mogły nie mieć pojęcia. Mam jednak nadzieję, że i panowie znajdą w tym wpisie coś dla siebie, chociaż, w przeciwieństwie do charakterystycznych dla tego bloga wpisów, odszukanie tu wątków, będących w stanie zafascynować męską część populacji, będzie nie lada wyzwaniem. Nie jest to jednak niemożliwe.
1. To miały być dwa filmy
Richard Curtis początkowo napisał dwa scenariusze - jeden miał być filmem o premierze Wielkiej Brytanii (w tej roli Hugh Grant), drugi zaś o postaci niespełnionego pisarza (Colin Firth). Dopiero po jakimś czasie zdecydował się na połączenie obu scenariuszy w jeden film i dopisanie kolejnych 12 historii o miłości, składających się na jedno wielkie dzieło.
2. Stety-niestety nie wszystkie opowiastki trafiły do gotowego filmu
"Love Actually" jeszcze na poziomie scenariusza miał zawierać łącznie 14 przeplatających się wątków. Nakręcono jednak tylko 12 z nich, z czego w samej produkcji znalazło się zaledwie 10. Dwie historie miłosne wycięto w montażowni. Jedną z nich był epizod dotyczący afrykańskiej pary wspierającej się podczas głodu, drugą - opowieść o dyrektorce szkoły, która po wielu latach zdecydowała się ujawnić, iż jest lesbijką. Dwa nienakręcone watki dotyczyły dziewczyny na wózku inwalidzkim oraz młodzieńcu piszącym piosenkę dla swojej sympatii, która ostatecznie postanowiła pójść do łóżka z jego kolegą z zespołu.
3. Tę scenę każdy zagrałby za darmo
Szukający miłości za oceanem Colin (w tej roli Kris Marshall) nie przyjął wynagrodzenia za scenę, w której trzy urodziwe i lubieżnie się zachowujące Amerykanki ściągały z niego kolejne ubrania. Marshall przyznał, że jeszcze nigdy tak dobrze nie bawił się jak podczas tych pamiętnych 21 ujęć - przyjemność obcowania z Elishą Cuthbert, January Jones i Ivaną Milicević była tak duża, że nie wymagała dodatkowej zapłaty.
4. Love Actually
Tytuł filmu zaczerpnięty został z piosenki "Love is All Around" zespołu Wet Wet Wet, przygotowanej na potrzeby "Czterech wesel i pogrzebu" - pierwszego hitu tego samego reżysera. W filmie słowa "Love actually is all around us" wypowiada premier Wielkiej Brytanii (Hugh Grant), nawiązując do tegoż właśnie utworu, parodiowanego od pierwszej sceny przez Billa Nighy'ego. Słowo "actually" pada w filmie dokładnie 22 razy.
5. Paradokument
Sceny pokazywane na otwarcie i zakończenie filmu (ludzie witający się na lotnisku Heathrow) zostały nagrane ukrytą kamerą przez ekipę filmu na przestrzeni 7 dni. Gdy jednogłośnie uznawali, że dany uchwycony moment nadaje się do filmu, podchodzili do witających się osób i prosili o pisemne pozwolenie na użycie ich wizerunku w produkcji.
6. Tańczący premier
Początkowo Hugh Grant miał tańczyć do utworu grupy Jackson 5, jednak ostatecznie zdecydowano się na cover utworu "Jump (For My Love)" zespołu Girls Aloud. Powodem zmiany była niechęć Granta nie tylko do utworu, ale i do samej sceny. Aktor za wszelką cenę nie chciał jej w filmie (uznawał, że nie pasowała do postaci premiera) i przekładał jej nakręcenie aż do ostatniego dnia zdjęć. Ostatecznie tak bardzo się wyluzował, że wbrew poleceniom reżysera podczas jej kręcenia zaczął śpiewać, czym utrudnił pracę montażystom, zmuszając ich do pozostawienia jej w filmie w postaci niemal nietkniętej. I dobrze się stało, bo zdaniem widzów, jest to jeden z najlepszych fragmentów "Love Actually".
7. Cenzura
W brytyjskiej i amerykańskiej telewizji "To właśnie miłość" wyświetlane jest w wersji blisko 20% krótszej. Największe zastrzeżenia budzą oczywiście sceny symulowanego seksu na planie produkcji porno z udziałem Martina "Bilbo Bagginsa" Freemana z Joanną Page.
8. Cztery wesela i miłość
Podczas sceny wesela Colin próbuje poderwać urodziwą blondynkę, rozmowę zaczynając od krytyki jedzenia, które właśnie serwuje. Okazuje się, że nieśmiała pani jest autorką cateringu, które nierozgarnięty bohater przyrównuje do "paluszków martwych niemowląt", tym samym paląc na panewce potencjalny romans. Niemal identyczna scena znalazła się w scenariuszu "Czterech wesel i pogrzebu", gdzie podobnym faux pas popisał się Charles (Hugh Grant). Nakręcony fragment wylądował jednak na podłodze montażowni, by dopiero po 9 latach zostać nagrany ponownie - z innym bohaterem.
9. Tony Blair to nie Hugh Grant
Krytykowany za poddańczą niemal współpracę z USA Tony Blair w przemówieniu do Laburzystów z 2005 roku powiedział: "Wiem, że niektórzy z was chcieliby, abym stał się Hugh Grantem z 'Love Actually' i pokazał Amerykanom, gdzie ich miejsce. Ale różnica między dobrym filmem a prawdziwym życiem jest taka, że w prawdziwym życiu nadchodzi jutro, kolejny rok i całe życie na kontemplację tragicznych konsekwencji dopasowania się do oczekiwań tłumu". Nawiązywał tym samym do pamiętnej sceny, kiedy filmowy premier skrytykował prezydenta USA za próbę napastowania seksualnego jego asystentki.
10. Anielski Atkinson
W pierwszej wersji scenariusza postać Rufusa, zajmującego się entuzjastycznym i pełnym celebracji pakowaniem prezentów, miała być aniołem. Nakręcono nawet scenę, w której pomagał małemu Samowi przejść przez kontrolę na lotnisku Heathrow w pogoni za miłością swego chłopięcego życia, a następnie efektownie znikał. Ostatecznie jednak zrezygnowano z tego pomysłu, uznając, że "To właśnie miłość" dodatkowa warstwa nadprzyrodzona może jedynie zaszkodzić.
11. Dekada remake'ów
Koncept napakowanego gwiazdami wielowątkowego filmu skupiającego się na tematyce miłości okazał się tak uniwersalny, że z łatwością przeniesiono go do innych krajów i kultur. Najpierw swoją wersję "Love Actually" nakręcili Hindusi ("Wszystko dla miłości" czyli "Salaam-e-Ishq"), później Polacy ("Listy do M.", chociaż nawet w rozmowie ze mną* Maciej Stuhr zarzekał się, że to nie jest Polska odpowiedź na film Curtisa, na Zachodzie tak ją odebrano), a w zeszłym roku Japończycy ("Wszystko zaczęło się, gdy poznałem ciebie" czyli "Subete wa kimi ni aetakara"). Czy będą kolejne? To chyba pytanie retoryczne.
*Tak, to prawda. Nie, nie chwalę się - raczej niemiło wspominam ten wyjątek z mojego życiorysu.