16 lat minęło, a "Matrix" wciąż potrafi zaskoczyć
Chyba, że to dokładanie sensu do scen, które oryginalnie miały nieco inną wymowę.
Film rodzeństwa Wachowskich miał swoją premierę jeszcze w XX wieku, ale jak już pokazywałem na KWP, wciąż potrafi zaskakiwać. Tym razem sprawa nie jest tak spektakularna, jak użycie kilkudziesięciu par bliźniaków do nakręcenia jednej tylko sekwencji (czego zresztą nikt nie zaważył), ale w kontekście dalszych losów reżyserów wywodzących się z rodziny o polskich korzeniach z pewnością warta odnotowania.
Otóż buszując ostatnio po internecie (oszukuję sam siebie, wiadomo, że z internetu nie wychodzę nigdy) natrafiłem na fragmenty oryginalnego scenariusza "Matriksa", który nieco różnił się od tego, co ostateczne dane nam było oglądać w kinach. To informacja raczej mało zaskakująca, zważywszy na fakt, że nie ma chyba filmu, który zostałby nakręcony ze stuprocentową zgodnością z tym, co wypocił autor skryptu. Zawsze zostaje pole do interpretacji i improwizacji. Zaskakujące jest jednak co innego.
Jak wszyscy pamiętamy, Wachowscy mniej improwizowali, skupiając się raczej na pożyczaniu. Może to właśnie dlatego jeden z oryginalniejszych scenariuszowych patentów został ostatecznie z niego usunięty, chociaż poczyniono starania, by w gotowym filmie został jednak uwzględniony. Odpowiedzialne za produkcję studio Warner Bros. w ostatniej chwili zmieniło jednak zdanie, postanawiając "udoskonalić" skrypt. 16 lat temu nikt nie mrugnął okiem, nie mówiąc już o zająknięciu się. Jednakowoż gdyby miało to miejsce w Ameryce drugiej dekady XXI wieku, wytwórnia prawdopodobnie zawaliłaby się po uderzeniu tsunami krytyki, wywołanej trzęsieniem tolerancji, która zmieniła ostatnio Stany Zjednoczone.
Zacznijmy jednak od początku. "Matrix" posługuje się dość banalną symboliką, która w akompaniamencie huku wystrzałów i odgłosów uderzeń wpasowuje się weń nad wyraz dobrze. Widz atakowany jest nią już od pierwszych minut, kiedy orientuje się, że zamiast imion bohaterowie (jak przystało na hakerów) odnosząc się do siebie, posługują się wyłącznie pseudonimami. Każdy z nich ma określone znaczenie, zdumiewająco łatwe do wyłapania, czego dowodem jest postać Neo, w trakcie filmu zmieniającego się w tego jedynego (zmianie ulega też jego przezwisko: Neo --> One) - wybrańca i zbawiciela ludzkości. Etymologia i znaczenie innych ksywek jest równie nieskomplikowana z jednym małym wyjątkiem.
Widz nigdy nie dowiaduje się, dlaczego krótkowłosa blondynka, jako jedyna przywdziewająca w samym Matriksie ubrania w kolorze białym, nazywana jest przez wszystkich Switch (po naszemu "przełącznik"). Owszem, brzmi kozacko, ale w otoczeniu znaczących pseudonimów, raczej mało interesująco. Wszystko do czasu, gdy sięgniemy do pierwszej wersji scenariusza Wachowskich.
Jak możemy w nim wyczytać, Switch przy wchodzeniu do Matriksa miała zmieniać swoją płeć, w szranki z agentami stając już jako mężczyzna. Co ciekawe, w roli tej celowo obsadzono aktorkę o androgenicznej urodzie (Belinda McClory), która miała bohaterkę portretować wyłącznie na pokładzie Nabuchodonozora. Jednocześnie z nią twórcy filmu poszukiwali mężczyzny o mocno kobiecej urodzie, który miałby odgrywać rolę Switch już po załadowaniu do Macierzy. Na pomyśle się jednak skończyło, w związku z interwencją studia, które zadecydowało, że rola w całości, a nie tylko w połowie ma przypaść McClory. Włodarze nie dali jednocześnie zielonego światła na możliwość charakteryzowania jej na mężczyznę w cyfrowym świecie, całkowicie usuwając motyw z filmu.
Jedyne co udało się reżyserom przemycić, to odmienny od wszystkich kolor stroju, który praktycznie nijak ma się do wątku (jak się okazało po latach) niemal autobiograficznego. Trzy lata po nakręceniu pierwszego "Matriksa" żona Larry'ego złożyła pozew o rozwód, z powodu prawdy, jaką Wachowski przed nią ukrywał. Wówczas nie chciała o tym opowiadać publicznie, ale wkrótce stało się jasne, że "nieszczerość w życiu prywatnym" odnosiła się do zamiłowania reżysera do przebierania się w damskie ciuchy i nakładania kobiecej biżuterii. Wkrótce potem pojawiła się plotka rozsiewana przez jednego z "przyjaciół" Larry'ego - miał on przygotowywać się do operacji zmiany płci, gdyż już od wielu lat czuł się kobietą, ukrywając przed światem swoje prawdziwe "ja".
Przez niemal dekadę Wachowski praktycznie nie pokazywał się publicznie, dopiero w 2012 roku biorąc udział w promocji "Atlasu Chmur". W zwiastunie widowiskowej (i, nawiasem mówiąc, całkiem udanej) produkcji pojawił się wraz z bratem oraz innym reżyserem Tomem Tykwerem. Piszę "pojawił", chociaż właśnie wtedy po raz pierwszy przedstawił się wszem i wobec jako Lana Wachowski - kobieta, za jaką zawsze się uważał.
Jak się okazuje Larry od lat starał się zasygnalizować światu, że interesuje go zmiana płci, a "Matrix" miał być pierwszym krokiem w kierunku objawiania tej prawdy światu. Gdyby Warner Bros. w 1999 roku było świadome okoliczności wykoncypowania postaci Switch, kultowa produkcja miałaby jeszcze jeden, jakże znamienny smaczek. Natomiast próba zablokowania takiego scenariuszowego wtrętu w dzisiejszych czasach z pewnością skończyłaby się też zupełnie inaczej. I ze zdecydowanie większym hukiem.