Widzieliście te obrazy setki razy, ale nie wiedzieliście, że... to obrazy
To się nazywa filmowa magia.
Zanim do tworzenia efektów specjalnych zaczęli być zaprzęgani specjaliści od tworzenia grafiki komputerowej i trójwymiarowej animacji, filmowa magia musiała powstawać praktycznie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bo jak inaczej nazwać malarski pędzel w dłoni uzdolnionego artysty, który kilkoma jego pociągnięciami potrafił wykreować nie tylko daną scenę, ale niejednokrotnie cały świat przedstawiony?
Owszem, filmowcy w poszukiwaniu scenografii udawali się nieraz w najdalsze zakątki naszego globu, jednak kiedy nie znajdywali tego, co było im w danej historii potrzebne (albo nie chcieli zbytnio nadwyrężać budżetu, konstruując widowiskowe scenografie), praktycznie pierwszym kołem ratunkowym, którego się chwytali, było skorzystanie z usług malarzy, specjalizujących się w tzw. matte painting.
Dorysówki (albo "domalówki", bo tak też tłumaczy się to pojęcie na język polski), obecne były w bardzo wielu produkcjach, które powstawały od drugiej połowy pierwszej dekady XX wieku, do połowy lat 90., kiedy to powoli zaczęły ustępować miejsca tłom generowanym w komputerach. Niemniej jednak, od czasu do czasu, wciąż możemy natknąć się na przykłady zastosowania matte painting we współczesnym kinie. Wystarczy przytoczyć tutaj m.in. trzy części "Władcy Pierścieni" czy też wzbudzające nieco mniejszy zachwyt, acz równie widowiskowo nakręcone przygody "Hobbita" i drużyny krasnoludów.
Jeżeli zaś chodzi o te starsze, możecie na nie zerknąć poniżej.