20 rzeczy, których nie wiedzieliście o "Monty Pythonie i św. Graalu"
Albo "Montym Pythonie". Do dziś nie wiem, czy to się odmienia.
Prawdopodobnie najbardziej znana i ze wszech miar kultowa filmowa produkcja komików z grupy Monty Pythona to ich pierwszy pełnoprawny i pełny metraż, traktujący o niskobudżetowym poszukiwaniu św. Graala przez króla Artura i jego rycerzy. Niewiele osób jednak wie, że jego produkcja była prawdziwą drogą przez mękę nie tylko dla cierpiącej na brak gotówki i odpowiedniego sprzętu ekipy, ale także borykającej się z chorobami, zimnem i balansującej na granicy śmierci obsady składającej się z pięciu Brytyjczyków i jednego Jankesa. Mówiąc wprost i cytując bliżej zainteresowanych, chyba nikt nie wspomina jego powstawania z rozrzewnieniem i uśmiechem.
Twórcy "Latającego Cyrku Monty Pythona" wybrnęli jednak ze wszystkich (no, prawie wszystkich) tarapatów obronną ręką, a to co przydarzyło im się na planie przełożyło się na absurdalny i jeszcze bardziej parodystyczny wymiar całego filmu. Co konkretnie działo się na północnych plenerach ponurego na co dzień Albionu (oraz parków w centrum Londynu)? We wstępie Wam tego nie napiszę, a w zastępstwie zachęcę do poświęcenia kilku minut na zapoznanie się z 20 ciekawostkami, które z nieukrywaną przyjemnością łowiłem oglądając po raz kolejny dodatki do "Monty Pythona i św. Graala". A jeśli nie lubicie czytać, to na zakończenie wrzuciłem 92-minutową niespodziankę.
Alkoholowe delirium
Już pierwszy dzień zdjęciowy zwiastował, że powstający film będzie dość niezwykły. Po żmudnej pieszej podróży na plan zdjęciowy ekipie zepsuła się jedyna kamera, umożliwiając jedynie kręcenie bez dźwięku. Tego dnia powstała scena przekraczania Mostu Śmierci. Jakby tego było mało, cierpiący na majaki alkoholowe (spowodowane brakiem gorzały na planie) grający króla Artura Graham Chapman nie był w stanie przejść przez most - zamiast niego w sekwencji oglądaliśmy drugiego reżysera.
Szkocki sabotaż
Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć w terenie władze Szkocji wycofały zgodę na kręcenie w położonych na jej terytorium zamkach, uzasadniając swoją decyzję niezgodnym z prawdą historyczną scenariuszem filmu. W związku z tym Pythoni zmuszeni byli do kręcenia niemal wszystkich zdjęć w zasadzie jednym zamku Doune (skądinąd też w Szkocji, ale należącym do prywatnego właściciela), który udawał jednocześnie wnętrza Camelotu, Zamku na Bagnach oraz zamku Wąglik. Z kolei w zamek Aarrgg wcieliła się inna konstrukcja nienależąca do państwa: zamek Stalker.
Na ratunek: sklejka
Camelot od zewnątrz rzeczywiście był makietą (tak jak zostało to podkreślone w filmie), tak samo jak zamek w scenie z wieśniakami zbierającymi gnój: Dennisem i jego żoną. Sklejka z której wykonano obie makiety (a właściwie wysokie na 3m ściany) bardzo często była obalana przez hulający wiatr, przeszkadzając w realizacji filmu. Jeden z tych momentów znalazł się nawet w zwiastunie (do obejrzenia poniżej, mniej więcej w 1:24).
To jak to jest z tą prawdą historyczną?
Przeklęci Szkoci nie zauważyli, że pod płaszczykiem parodii idei i etosu rycerskości, Pythoni przemycili kilka wartościowych z punktu widzenia historyków elementów. Spośród nich warty podkreślenia jest wygląd "ulic" średniowiecznych miast, które w rzeczywistości były tak samo zabłocone i obesrane jak to pokazano w filmie. Zakaz wypasania bydła w mieście czy wylewania ekskrementów za okno oraz nakaz chowania zmarłych (zabobonne przechowywanie zwłok w domach było wśród biedoty na porządku dziennym) i brukowanie ulic wprowadzono kilkadziesiąt, jeśli nie kilka setek lat później. (Historykiem nie jestem, ale polecam książkę "Historia brudu" Katherine Ashenburg w celu uzupełnienia wiedzy na ten temat.)
Brytyjska wieś w centrum Londynu
Niektóre ze scen, jak np. przybycie Artura do pierwszego zamku albo niekończący się bieg Lancelota do Zamku na Bagnach były kręcone... w parku Hampstead Heath, położonym niedaleko jednego z najruchliwszych skrzyżowań w Londynie.
Bóg jest krykiecistą
Pojawiający się w kilku scenach "Bóg" grany jest przez słynnego XIX-wiecznego gracza w krykieta, W.G. Grace'a. A raczej jego zdjęcie. Zresztą, sami porównajcie.
Zbyt śmieszni nawet dla siebie
W jednej z najlepszych scen z filmu (z drugiej strony, wszystkie są świetne) oglądamy grupę wieśniaków chcących spalić wiedźmę, po wcześniejszej konsultacji z rycerzem Bedevere'em. Ich wspólny logiczny wywód okazał się tak śmieszny, że w czasie jego kręcenia bliscy spalenia całego ujęcia byli kolejno Eric Idle (powstrzymuje się gryząc kosę), John Cleese (odwraca głowę w lewą stronę ekranu) oraz Michael Palin (ukrywa uśmiech drapiąc się po nosie). W poniższym klipie znajduje się to w okolicy 1:42 (Cleese) i 1:57 (Palin i Idle).
Św. Graal (skośnymi) oczami Japończyków
W Kraju Kwitnącej Wiśni Św. Graala przetłumaczono jako... "święty kieliszek sake". Serio.
Zaginione w akcji
W scenariuszu "Monty Pyhtona i św. Graala" rozpisanych było więcej scen, niż ostatecznie nakręcono. Pośród nich na uwagę zasługują zwłaszcza:
zakończenie, w którym Artur i reszta pozostałych przy życiu rycerzy znajdują wreszcie św. Graala... w domu handlowym Harrods' w Londynie
kilka scen, podczas których bohaterowie spotykają króla Briana, dzikusa
dodatkowe sceny ze śledczymi na tropie rycerzy
scena następująca zaraz po spotkaniu ze strażnikiem Mostu: spotkanie ze strażnikiem łodzi, który miał zadać bohaterom... dwadzieścia osiem pytań
jeszcze jedna scena z Rycerzami, którzy mówią "Ni!", w której przedstawiają zamiary nazwania się Rycerzami Nicky-Nicky.
Ręce, które przewracają
Ręce przerzucające kartki księgi prezentującej legendę o królu Arturze należą do żony Terry'ego Gilliama. Ręka goryla, która pojawia się później to ucharakteryzowana dłoń Gilliama we własnej osobie (nawiasem mówiąc, z granych przez niego postaci w filmie giną aż cztery).
Ponadto, widoczny na lewym kadrze powyżej Sir Nie-pojawiający-się-w-tym-filmie, to syn Michaela Palina - Tom. Dla kontrastu jego ojciec pojawia się w filmie najczęściej, wcielając się w aż 11 bohaterów i narratora całości.
Niebywałe! Kobiety!
Dość nietypowym dla trupy Monty Pythona zabiegiem było obsadzenie w rolach kobiet... kobiet. Za wyjątkiem granej przez Terry'ego Jonesa matki lewicowego wieśniaka Dennisa, wszystkie panie to naprawdę panie. Niebrzydkie zresztą. A jak pewnie pamiętacie, w telewizji to właśnie Pythoni kreowali role obojga płci.
Ciemna strona Księżyca
Jeden z najśmieszniejszych filmów w historii kina mógł nie powstać, gdyby nie zespół Pink Floyd, którego członkowie byli wręcz fanatykami "Latającego Cyrku Monty Pythona". Ponoć nie przegapili premiery żadnego odcinka, przerywając nawet sesje nagraniowe, tylko i wyłącznie dla ekipy MP. Ich miłość była tak wielka, że znaczną część dochodu ze sprzedaży płyty "The Dark Side of the Moon" przekazali na podratowanie budżetu produkcji "Świętego Graala".
Konie orzechokopytne
Niestety nawet z pomocą Pink Floydów budżet okazał się niewystarczający. Kasy nie starczyło nie tylko na makiety z prawdziwego zdarzenia, ale także na wypożyczenie koni. Z tego właśnie powodu miast rumaków mamy do czynienia jedynie z dźwiękami przypominającymi uderzenia ich kopyt, a wytwarzane uderzaniem o siebie dwóch połówek łupiny orzecha kokosowego.
Morderczy królik to nie bajka
Pojawiający się w filmie Morderczy Królik (czy, jak kto woli, Królik Zabójca) nie jest wymysłem Pythonów. Wiele średniowiecznych katedr jako dekoracji używało witraży przedstawiające cnoty i przywary. Często używaną ilustracją przywary tchórzostwa był rycerz uciekający przed królikiem, którego można zobaczyć m.in. w słynnej Notre Dame w Paryżu. Oraz na ilustracji poniżej.
W scenie w której pojawia się na ekranie użyto prawdziwego białego królika, którego wypożyczono od jednego z mieszkańców pobliskiej miejscowości. Aby zrobić z niego krwiożerczą bestię, ekipa zabarwiła jego futerko płynem koloryzującym, który... okazał się trwały. Kiedy Pythoni zorientowali się, że ekipa nawaliła, postanowili sami doprowadzić zwierzaka do stanu sprzed wypożyczenia, jednak zanim im się udało, zorientował się jego właściciel. Na szczęście oprócz czerwonego zabarwienia, królikowi nic się nie stało.
Wełniane zbroje
Większość noszonego przez filmowych Rycerzy Okrągłego Stroju odzienia była wykonana z wełny. Jedyną osobą, która nosiła prawdziwą kolczugę był Graham Chapman wcielający się w Artura. W związku z dość trudnymi warunkami pogodowymi panującymi w szkockich wyżynach, zarówno ekipa jak i aktorzy każdego dnia byli przemoczeni niemal do suchej nitki. A jako że w wynajętym hotelu ilość wanien oraz gorącej wody była bardzo ograniczona, pod koniec każdego dnia zdjęciowego zaczynał się wyścig w jego kierunku, tak aby zdążyć na ciepłą kąpiel. Tak jak wspomniałem we wstępie, wszyscy członkowie MP wspominają, że kręcenie "Św. Graala" wcale im się nie podobało.
O włos od śmierci
Na początku spotkania z Czarodziejem Timem, postać grana przez Johna Cleese'a stała na prawdziwym wierzchołku dość stromego wzniesienia, bez żadnego zabezpieczenia. Jak aktor sam przyznał, z jednej strony miał przepaść, w którą spadek z pewnością by go zabił, a z drugiej taką, który w razie upadku zrobiłaby z niego kalekę. Pomiędzy ujęciami musiał kucać, by wiejący ze sporą siłą wiatr nie pomógł mu w wybraniu bardziej interesującej perspektywy. Cleese wspomina, że całe doświadczenie było zaiste przerażające, ale musiał się go podjąć nie chcąc narażać na dodatkowe koszty i ewentualne opóźnienia realizacyjne. Kozak.
Ślepy strażnik
Śpiewane po łacinie przez mnichów "Pie Iesu domine, dona eis requiem" (czyli nasze swojskie "dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie") tak bardzo przypadło do gustu niemieckim heavymetalowcom z Blind Guardian, że postanowili wysamplować ten fragment do utworu otwierającego album "Follow the Blind". "Inquisition" w całości zamieszczam poniżej.
Czarny Rycerz w dwóch osobach
W Czarnego Rycerza wcielił się John Cleese, jednak kiedy postać traci pierwszą nogę w starciu z Arturem, aktor został zastąpiony jednonogim statystą - jubilerem z pobliskiej miejscowości. Kiedy ucinana jest druga noga, zamiast jubilera oglądamy marionetkę. Kiedy jednak na ekranie podryguje tylko pozbawiony kończyn kadłubek, jubiler ponownie wkroczył do akcji. Tak przynajmniej twierdzi Terry Gilliam, dodając, że było to ułatwienie dla ekipy - dzięki niemu musieli wykopywać w ziemi dół tylko na jedną nogę. Sam Cleese upiera się, że to on stał w lesie zakopany od pasa w dół, ale osobiście wolę wersję późniejszego reżysera wielu kultowych filmów. Jest bardziej Pythonowa.
Muzyka i jej brak
Podczas pierwszych pokazów reżyser Terry Jones zauważył, że publiczność reaguje mniej żywiołowo, kiedy ekranowemu żartowi towarzyszy muzyka. Bardzo szybko cofnął więc film na stół montażowy i wyciszył soundtrack w miejscach, w których przypada puenta danej sceny. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę, który Jones przełożył również na inne swoje produkcje.
Żądza chwały
Już podczas tworzenia "Św. Graala" dziennikarze nie ustawali w zadawaniu pytań o następny projekt ekipy MP, doprowadzając jej członków do sporej irytacji. Zniecierpliwiony Eric Idle pewnego dnia wypalił, że kolejnym filmem będzie "Żądza chwały Jezusa Chrystusa", czym wreszcie zamknął mordy wścibskim żurnalistom. Pozostali członkowie podchwycili wypowiedź kolegi, używając jej od tej pory przy każdym kontakcie z mediami. Jak się później okazało, tak bardzo utkwiło im to w pamięci, że po ukończeniu "Św. Graala" postanowili ów projekt zrealizować, zmieniając jednak głównego bohatera. Tak właśnie narodził się Brian, o którego życiu poczytacie jednak przy okazji kolejnego wpisu z Pythonowego cyklu.