Z dużą dozą prawdopodobieństwa po zapytaniu osób kojarzących grupę Monty Pythona o ich największe dzieło, wielu odpowie, iż jest nim niskobudżetowa, ale pełnometrażowa produkcja o poszukiwaniu św. Graala. A gdy dopytać, co z niej najbardziej przypadło im do gustu, można spodziewać się dwóch typów: pojedynku z Czarnym Rycerzem i spotkania z morderczym królikiem. I o ile to pierwsze jest wyłącznie wytworem fantazji pięciu Brytyjczyków i jednego Amerykanina, tak drugie... Cóż, nigdy nie zgadniecie, skąd zaczerpnęli pomysł na bestię z Jaskini Caerbannog.
Nie, źródłem nie były wcale majaki alkoholowe Grahama Champmana, choć wielu wskazałoby ten kierunek poszukiwań. Fani Monty Pythona znaleźli bardziej osadzone w rzeczywistości źródła inspiracji. A konkretniej rzecz ujmując - średniowieczne manuskrypty, na marginesach których często działy się bardzo dziwne rzeczy. Tak dziwne, że doczekały się własnej nazwy. Drolerie, bo o nich mowa, to umieszczone dookoła ciężkiego tekstu scenki rodzajowe, często okraszone humorem, groteskową deformacją czy karykaturą. Pełniły one funkcje symboliczne, ale nader często były to zwykłe elementy dekoracyjne, umilające nieco kontakt z gotyckim pismem.
Bohaterami dzieł rubasznych iluminatorów bardzo często były zwierzęta, symbolizujące różne ludzkie cechy i przywary. Ich użycie w gruncie rzeczy cechowała chęć moralizowania czytelnika, czasem jednak napomnienie przegrywało w starciu z humorem. Często portretowanym zwierzęciem były m.in. małpy (jako ludzkie karykatury) oraz króliki. Te ostatnie, jak czytamy w średniowiecznych bestiariuszach, oprócz oklepanej płodności i łagodności, reprezentowały ludzi bogobojnych, ale darzących Boga bezgranicznym zaufaniem. W droleriach jednak, zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, na króliki najczęściej polowano, chociaż, jak pokazują liczne przykłady, zdarzało się, że to one przejmowały rolę łowczych. Zamieniając się w uzbrojone lub krwiożercze bestie.
Jest jednak jeszcze jeden trop łączący "Monty Pythona i św. Graala" z rzeczywistością.
I zajęcy wiele jest gatunków. Na Alpach są białe; mniemają, że tym w miesiącach zimowych służy śnieg za pokarm; przynajmniej każdego roku, gdy śnieg taje, one czerwienieją; zresztą jest to zwierze mnożące się w najnieznojsiejszem zimnie. Z rodzaju zajęcy są także tak nazwane w Hiszpanii króliki, nadzwyczajnej płodności, sprawiające często głód na wyspach balearskich przez zniszczenie żniwa. Płód wyrżnięty z brzucha albo od piersi oderwany i niewypatroszony uważają za najsmaczniejszą potrawę, zowią go laurices. Pewną jest rzeczą, że Balearczycy żądali przeciw zbytniemu ich mnóstwu pomocy wojskowej od cesarza Augusta. Dla użytku w polowaniu na te zwierzęta, cenią bardzo łasice.
-- Pliniusz Starszy, Historia Naturalna, Księga VIII, ustęp LXXXI. (tłum. Józef Łukaszewicz)
Skoro umierający z głodu mieszkańcy Balearów domagali się od cesarza interwencji wojskowej w związku z plagą królików, można owe króliki uznać za mordercze. I kto wie, może właśnie ustępy z "Historii Naturalnej" czytał niejaki Terry Jones, poniekąd ekspert od historii średniowiecza, autor wielu książek o tej epoce, jeden z twórców i prezenter telewizyjnego miniserialu "Mieszkańcy średniowiecza", a przy okazji członek trupy Monty Pythona oraz reżyser i scenarzysta "Św. Graala"? Kto wie.