Najlepsze animacje krótkometrażowe - Oscary 2014
Co prawda Oscary zostały wręczone już ponad dwa tygodnie temu, ale część (jeśli nie większość) nagrodzonych filmów będziemy mogli poznać dopiero za jakiś czas. Gorzej z produkcjami, które statuetek nie otrzymały, a były jedynie nominowane - one trafią do Polski albo na płytach, albo w postaci potoku danych, albo w ogóle. Najgorzej mają jednak te, które, nie wiedzieć czemu, uznaje się za niszowe i często nie warte pokazywania poza gronem stetryczałych członków Amerykańskiej Akademii Filmowej oraz garstki osób na bliżej nieokreślonych festiwalach. Niesłusznie pomijane i zapominane, dziś na KWP będą jednak świecić pełnym blaskiem. Niniejszy wpis prezentujący nominowane w tym roku do Oscara najlepsze animacje krótkometrażowe miał powstać przed ceremonią sprzed kilkunastu dni, ale wówczas w internecie dostępne były jedynie dwa z pięciu potencjalnych zwycięzców. Szczerze mówiąc nie wiem czy ma to związek z jakimiś zasadami, którymi kieruje się Akademia, ale kilka dni po napuszonej jak zwykle gali w sieci pojawiły się wszystkie. Nie będę też wnikał w legalność udostępnionych materiałów - podejrzewam, że skoro udostępnili je w swojej sieci społecznościowej sąsiedzi zza północno-wschodniej granicy, w głowach coponiektórych mogą zrodzić wątpliwości, czy oglądając poniższe dzieła nie łamiemy czasem prawa.
Otóż nie, nie łamiemy. Rosjanie mają bardzo dziwne podejście do etyczności swoich działań (co też zaczęli demonstrować z chwilą zakończenia Igrzysk w Soczi), w tym szalenie elastyczne do czegoś tak dla nich abstrakcyjnego, jak prawa autorskie. Wrzucają więc do sieci wszystko co popadnie i niezwykle rzadko pojawia się ktoś, kto potrafi zmusić ich do usunięcia materiałów o podejrzanym pochodzeniu. To pewnie przez te dziwne literki, których prawnikom nie w smak się nauczyć. Z kolei polskie prawo (jakie by nie było, w tej kwestii nieco bardziej precyzyjne, ale i wyrozumiałe) zezwala na korzystanie z dowolnych źródeł dostępu do kultury bez ograniczeń, o ile nie zaczniemy się bawić w ich udostępnianie (tutaj ja ryzykuję, ale cóż poradzę - sam mam problemy ze zrozumieniem tej barbarzyńskiej mowy oraz jej literowego zapisu) i pobieranie za nich pieniędzy. Oglądajcie więc za darmo (ale w przypadku pojawienia się możliwości ich nabycia, mocno zachęcam do kupna - utalentowanych twórców warto nie tylko promować, ale i wspierać), bez zmartwień i do woli. A przynajmniej do czasu, kiedy grażdanka zostanie przyswojona przez lubujące się w procesowaniu wielkie (i małe) filmowe studia. Wtedy i stąd, jak za wystrzałem czarodziejskiego automatu (AK-47) wyparują niczym południowe granice Ukrainy.
Get a Horse!
Animacja Disneya w kinach puszczana była przed "Krainą lodu" i jak to zwykle bywa w przypadku krótkich etiud, które dostały się do szerokiej dystrybucji, była najczęściej oglądana i typowana do otrzymania statuetki. W kinie to zgrabne połączenie animacji charakterystycznej dla pierwszej połowy XX wieku oraz szalenie popularnego obecnie trójwymiaru dawało naprawdę zjawiskowy efekt. Jednak na małym ekranie ten dowcipny hołd dla kreskówkowej klasyki ogląda się równie przyjemnie, chociaż już bez srebrnoekranowych fajerwerków.
Feral
Pozbawiona dialogów prosta opowieść o chłopcu wychowanym w dziczy wśród wilków, którego w lesie odnajduje myśliwy i próbuje przywrócić cywilizowanemu społeczeństwu. Jednak w zurbanizowanym świecie odnaleźć mu się będzie bardzo trudno, a jeszcze trudniej zapanować nad naturą ukształtowaną z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Szare, smutne, wpadające w abstrakcję, ale zapadające w pamięć chyba najbardziej ze wszystkich nominowanych szortów.
Possessions
W małej drewnianej chatce pośrodku lasu pewien wędrowiec próbuje znaleźć schronienie podczas dość gwałtownej burzy. Nie wie jednak, że pomieszkują w niej dość wymagające, ale w sumie niegroźne duchy, próbujące nakłonić go do naprawienia kilku zepsutych i porzuconych przedmiotów codziennego użytku. Całość w charakterystycznym dla animacji z Kraju Kwitnącej Wiśni stylu, więc widz spoza Japonii może (ale nie powinien) mieć lekkie problemy z nadążeniem za wydarzeniami dziejącymi się na ekranie. Sympatyczny hołd złożony ręcznie wykonanym przedmiotom, zanimowany tak, jak potrafią to zrobić tylko Japończycy.
Room on the Broom
Zdecydowanie i paradoksalnie najdłuższy krótki metraż z tu (i nie tylko tu) prezentowanych. Bardzo wierna adaptacja bogato ilustrowanej książeczki dla dzieci autorstwa Julii Donaldson i Axela Schefflera, której główną bohaterką jest urocza wiedźma (głosu użycza jej znana fanom serialu "Z archiwum X" Gillian Anderson) rozkochana w lataniu na miotle ze swoim kotem u boku. Czarownica jest też na tyle uprzejma, że nie ma serca odmówić przelotu również innym zwierzętom zamieszkującym las. "Room on the Broom" miejscami odrobinę się ciągnie, ale sprytnie maskuje dłużyzny sympatycznym humorem. No i jak tu nie polubić animacji z uzbrojonym w taką ekspresję kotem?
Mr. Hublot
I wreszcie laureat Oscara za Najlepszą animację krótkometrażową 2014 roku. Futurystyczny szort osadzony w post-industrialnym lekko dystopijnym świecie. Jego bohaterem jest naukowiec przygarniający z ulicy przemarzniętego i przemoczonego psopodobnego robota, który z upływem czasu rośnie niczym (nie)zwykły czworonóg. Film zachwyca niesamowitą kreatywnością, która aż wylewa się z ekranu - począwszy od niesamowicie szczegółowych i mocno inspirowanych steampunkiem teł, aż do designu pozytywnych i lekko zakręconych głównych bohaterów. Więcej pisać nie będę - musicie przekonać się sami, czy Pan Hublot rzeczywiście zasługiwał na nagiego złotego rycerza.