W minionym roku prawdziwą furorę w internecie (wnioskuje głównie po liczbie polubień i udostępnień z fanpage'a KWP na Facebooku) zrobił w sumie niepozorny rysunek anonimowej autorki, przedstawiający kobietę ubraną w morskie fale. Była to jedna z wielu prac będących genialnym w swojej prostocie połączeniem szkicu i wycinanki. Prac, które jako pierwszy zdaniem wielu w obieg puścił niejaki Shamekh Al-Bluwi, a który szybko znalazł naśladowców, posądzanych następnie przez internautów co najmniej o brak kreatywności, a niekiedy nawet o plagiat. Pytanie tylko czy można nazwać plagiatorem kogoś, kto robi coś zdecydowanie lepiej niż oryginalny twórca?
Wspomniany wyżej Al-Bluwi z pewnością jest utalentowanym artystą (a może raczej projektantem), mającym jednak nieco problemów z odpowiednim wyeksponowaniem swoich niepozornych dzieł. Jego naśladowcy z kolei nie do końca opanowali jeszcze sztukę rysowania, ale w opinii wielu osób sprawniej potrafią uchwycić na zdjęciach efekty swojej pracy - uzupełniane dobrze dobranym naturalnym tłem wycięte w kartkach dziury. Czy można zatem posądzać ich o zbyt daleko idące imitatorstwo czy może chwalić za podchwycenie pomysłu i uczynienie z niego wpadającego w nie tylko kobiece oko artystycznego trendu?
Osobiście nie do końca potrafię jednoznacznie potępić czy pochwalić szkiconaśladownictwo (liczę na pomoc niezawodnych czytelników), ale zdecydowanie bardziej nurtuje mnie inna sprawa. Jak to się dzieje, że facetowi po trzydziestce nagle zaczynają się podobać projekty sukienek? A może wśród przedstawicieli płci teoretycznie brzydkiej nie jestem odosobniony i takie dzieła, jak te zaprezentowane poniżej, podobać się mogą bez względu na dotychczasowe zainteresowania, raczej nieleżące w pobliżu modowych wybiegów?
Poniżej prace jednego z naśladowców, niejakiego Edgara Artisa, który po zarzutach o zbytnie naśladowanie Al-Bluwiego ostatnio przerzucił się z wycinania, na doklejanie. I inne eksperymenty z fatałaszkami. Kto robi to lepiej?