5 głupot, których nauczyły nas filmy, a które mogą Was zabić
Nie róbcie tego w domu. I poza domem. Najlepiej w ogóle tego nie róbcie. I nie wychodźcie z domu.
Coś, co nie udało się nawet postaci granej przez Toma Hanksa w "Cast Away: Poza światem", ku zaskoczeniu wszystkich z powodzeniem zastosowało trzech mężczyzn, których łódź została wywrócona przez wzburzone fale Pacyfiku. Ułożony przez nich na plaży napis HELP został zauważony przez pilota samolotu amerykańskiej marynarki, dzięki czemu wkrótce zostali ocaleni. Tym niebywałym wydarzeniem w ostatnich kilku dniach żyją media na całym świecie. Nie powinno nas to jednak dziwić, bo czyż może być coś bardziej ekscytującego, niż historia żywcem wyjęta z filmowej rzeczywistości z obowiązkowym i dość nieprawdopodobnym happy endem?
Wspomnieni rozbitkowie spędzili na bezludnej wyspie zaledwie kilkadziesiąt godzin, jednak to wystarczyło, by wykrzesali z siebie pokłady kreatywności, wykorzystując wiedzę o przetrwaniu, którą prawdopodobnie zdobyli, oglądając wspomniany hit Roberta Zemeckisa. Albo też inne filmy, seriale czy programy survivalowe, jakich w ostatnim (i nie tylko) czasie naprodukowano za wielką wodą. Szczęśliwie i szybko ocalone trio nie było zmuszone do stosowania innych technik pomagających w przeżyciu w ekstremalnie trudnych warunkach - prawdopodobnie z korzyścią dla ich zdrowia. Bo chociaż to, co pokazywane jest na ekranach może pomóc w przetrwaniu, niektóre utrwalone w popkulturze metody tak naprawdę miast życie ratować, mogą nas go pozbawić. Co na przykład?
Wysysanie jadu
Chociaż na pierwszy rzut oka wysysanie jadu zaaplikowanego Bogu ducha winnemu osobnikowi przez węża czy pająka wydaje się rozsądne, tak często pokazywana na ekranach technika może nie tylko nie pomóc ofierze, ale pozbawić życia również osobę starającą się utrzymać nieszczęśnika na ziemskim padole. Wystarczy że nauczony filmowymi banialukami samarytanin ma w okolicach ust choćby zadrapanie (bądź jakiś czas wcześniej gryzł się w język, nie chcąc sprawić potencjalnemu umrzykowi przykrości), a już jedną nogą może stanąć w grobie. Jeśli pomoc nie przyjdzie odpowiednio szybko, razem ze swoim towarzyszem może umieścić w nim również drugą. Jak zatem należy pomóc ukąszonemu? Wystarczy ją uspokajać i trzymać w bezruchu (aby szybciej bijące serce nie rozprowadzało trucizny po organizmie), a także w możliwie jak najkrótszym czasie sprowadzić pomoc. Dobrze też mieć pod ręką sprawcę ugryzienia (by dokładniej określić rodzaj potrzebnego antidotum), choć próby jego złapania mogą okazać się równie niebezpieczne, co wspomniane ssanie.
Krwotok z nosa
Wielu z czytelników pewnie się zdziwi, ale jest na tym świecie spore grono osób, które uważa, iż skutecznym sposobem zwalczenia krwotoku z nosa jest odchylenie głowy do tyłu. Pracując niegdyś jako nauczyciel miałem z takim sytuacjami do czynienia nieustannie. Można by pomyśleć, że do takiego odruchu zdolne są tylko dzieci, które prawdopodobnie rozumują, że połykając krew powstrzymują jej upływ z organizmu. Nikt jednak nie myśli, że łykana krew nie tylko nie wraca do krwiobiegu (bo jakżeby mogła?), ale może spowodować zakrztuszenie czy wymioty, a nawet dostać się do płuc, w najlepszym wypadku powodując śpiączkę. Jedyną bezpieczną metodą własnoręcznego poradzenia sobie z krwotokiem z nosa (czego na filmie raczej nie uświadczymy) jest przechylenie głowy do przodu i uciskanie miękkiej tkanki odrobinę poniżej grzbietu nosa przez 5 do 10 minut. Lodowy okład umieszczony w okolicy wspomnianej tkanki również może pomóc. A skoro już jesteśmy przy zamarzniętej wodzie...
Jedzenie śniegu
Nie ma osoby, która nie spróbowałaby w życiu przynajmniej odrobiny białego puchu, który w polskich warunkach zupełnie biały jednak nigdy nie jest. Nie będę się tutaj rozwodził nad szczegółowym składem tego, co dla zaspokojenia pragnienia zgarniać możemy z ziemi (to co zbierzemy razem ze śniegiem raczej nas nie zabije, choć na pewno smaczne nie będzie), jednak równie niebezpieczne co wycieńczenie z braku wody, jest zmuszenie organizmu by wodę przetworzył sobie sam z lodowatych i zbitych w kulę płatków. Dlatego gubiąc się zimową porą w środku lasu, wodę uzyskiwać należy nie za pomocą trzewi (bo to skutkuje gwałtownym wychłodzeniem organizmu i utratą bezcennego ciepła), ale uciekającego z organizmu przez ubranie ciepła właśnie. Wystarczy trochę śniegu umieścić w prowizorycznym nawet zbiorniczku, a następnie wcisnąć go pomiędzy warstwy ubrań i odczekać chwilkę bądź dwie. Tak odzyskana woda na pewno zdrowia doda.
Sztuczne oddychanie
Może nie jest to stricte technika survivalowa, ale z pewnością ratująca życie drugiej osobie. Mowa tu oczywiście o resuscytacji krążeniowo-oddechowej (czyli uciskaniu klatki piersiowej i wdychaniu powietrza nieprzytomnej osobie), która na wielkim i małym ekranie skuteczna jest mniej więcej w 75% przypadków. I przynosi pożądany efekt po maksymalnie minucie intensywnego siłowania się z żebrami ratowanej osoby. W rzeczywistości wspomniana technika zadziała w maksymalnie 30% przypadków. Nawet jeśli nie zniechęci nas brak efektu po 60 sekundach, a tak najczęściej niestety bywa. Resuscytacje, o czym niewiele osób wie, w związku z przysypianiem na kursie teoretycznym na prawo jazdy, należy prowadzić tak długo jak to możliwe, najlepiej do przyjazdu służb ratunkowych. Oczywiście istotny jest sposób, w jaki ją wykonujemy (to co pokazują na filmach niezupełnie pokrywa się z rzeczywistością), ale nawet nie znając pełnej procedury, lepiej w ogóle zacząć ratować, niż przejść obok bliźniego w potrzebie obojętnie.
Picie wody ze strumyka
O ile w śniegu trudno umrzeć z pragnienia, o tyle w dżungli czy na pustyni zadanie to jest zdecydowanie łatwiejsze. H2O może być tam jak na lekarstwo, a jeśli już się jakąś znajdzie, może być równie niebezpieczna dla organizmu, co jego w nim brak. Ileż to razy mogliśmy oglądać na ekranach spragnioną postać pijącą bezpośrednio z rzeki, bajora czy nawet kałuży, jednocześnie aplikującą sobie do organizmu dziesiątki tysięcy (prawdopodobnie niedoszacowałem) bakterii, które w krótkim czasie mogą każdego doprowadzić do odwodnienia przez wypróżnienie. Ciągłe. Najlepszym sposobem na pozbycie się zdecydowanej większości z nich jest zwyczajne wody ugotowanie, jednak jeśli to nie jest możliwe (np. z powodu braku odpowiedniego naczynia), wystarczy przygotować odpowiedni filtr. Do jego budowy najlepiej wykorzystać kawałki spalonego drewna (o ile udało nam się rozpalić ognisko), oraz kilka warstw piachu i kamieni. Przelewana przez to wszystko woda z pewnością nie będzie zupełnie czysta, ale i tak zdecydowanie strawniejsza, niż szambo, z którego picia możemy sobie nawet nie zdawać sprawy.
PS: W kaktusach, wbrew temu co pokazują w filmach, też nie znajdziecie zbyt wiele zdatnej do picia wody. Spróbujcie przekroić takiego w domu i sami się przekonajcie. A jeśli przyjdzie Wam do głowy wyciskanie kaktusich wnętrzności, wiedzcie, że to co wyciśniecie z wodą będzie miało tyle wspólnego co szczyny z Perrierem.
PPS: Przytoczone tu przykłady wraz z próbą ich naprostowania nie są profesjonalnymi poradami medycznymi czy survivalowymi. W każdym z wymienionych przypadków najlepiej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą.
O innych technikach przetrwania, a także o tym, czego można się nauczyć z filmów postaram się napomknąć w "Dzień dobry TVN" już około godziny 9:20 w środę 13 kwietnia. Zachęcam do oglądania.