W związku z faktem, że czytelnikom KWP bardzo przypadł do gustu wpis o zagęszczeniu litery/znaku "X" w "Infiltracji" oraz faktem, że dziś wypada 5 listopada, zdecydowałem się przypomnieć Wam rzecz w podobnym tonie. Tym razem jednak zamiast krzyżyka poszukamy razem motywu piątki - najczęściej tej w wersji rzymskiej ("V") - w nieco niedocenionym, przynajmniej w chwili premiery, filmie autorów "Matriksa" z 2006 roku. Tekst ów powstał równo 10 lat temu, jeszcze zanim wspomnieni twórcy stali się twórczyniami, jednak dla ułatwienia postanowiłem zachować w tekście ich płeć wrodzoną. Wszak kiedy zabierali się za "V jak Vendettę" byli jeszcze facetami. Przynajmniej z krwi i kości.
Bracia Wachowscy, uznani za wizjonerów twórcy najlepszego filmu science-fiction ostatniej dekady XX wieku, napisali scenariusz ekranizacji komiksu Alana Moore'a "V for Vendetta" na kilka lat przed nakręceniem pierwszej części "Matrixa". Nie mogli jednak zrealizować swoich marzeń o adaptacji losów anarchisty działającego w alternatywnej rzeczywistości, póki nie zgromadzili odpowiednich funduszy.
Ogromny sukces części pierwszej losów fajtłapowatego hakera imieniem Neo, który z biegiem czasu stał się mesjaszem ciemiężonej przez maszyny ludzkości, doprowadził do powstania kolejnych części jego przygód. Te jednak nie były już tak dobre jak pierwowzór - skrywający pod płaszczykiem kina akcji nieco głębsze, niemal filozoficzne przemyślenia, lekko nacechowany mistycyzmem, będący kulturową mieszanką film, ustawił poprzeczkę zbyt wysoko nawet dla swoich własnych ojców.
To co przyczyniło się do sukcesu części pierwszej, starano się usilnie zawrzeć również i w dwóch sequelach, z marnym jednak skutkiem. "Reaktywacja" i "Rewolucje" okazały się jedynie wizualnymi perełkami, majstersztykami speców od efektów specjalnych, a usilnie upychane tu i ówdzie pseudofilozoficzne dywagacje odniosły skutek odwrotny od oczekiwanego. Mimo, iż oba filmy zarobiły tony dolarów, nie zaskarbiły sobie serc fanów części pierwszej, a pozycja wizjonerów z polskimi korzeniami została zachwiana.
Plan Wachowskich został jednak zrealizowany - sukces komercyjny całej trylogii spodobał się włodarzom studia Warner Bros, setki milionów dolarów wpływów zrobiły swoje. Larry i Andy dostali więc zielone światło dla realizacji wymarzonego filmu, filmu, którego tematyka niezbyt odbiega od tego, co uświadczyliśmy w ich słynnej trylogii.
Scenariusz Wachowskich, włożony na kilka lat do szuflady, musiał zostać nieco odświeżony, a z perspektywy wydarzeń pierwszej dekady XXI wieku, zamachów terrorystycznych czy wybuchu kilku wojen, mocno zmodyfikowany. Anarchistyczny wydźwięk komiksu został więc zagłuszony przez narodowo-wyzwoleńcze hasła rzucane na lewo i prawo przez głównego bohatera "V for Vendetta", także niemal do złudzenia zaczął on swoim zachowaniem i wyznawaną filozofią przypominać wspomnianego już mesjasza popkultury - Neo.
Wprowadzone zmiany tak bardzo nie spodobały się Alanowi Moore'owi, że odciął się kompletnie od zupełnie dobrej filmowej adaptacji. Nie zrażeni tym jednak Wachowscy, czy to z sympatii dla Moore'a, czy z czystego zamiłowania do szczegółów, pomimo wszystkich scenariuszowych zmian w stosunku do pierwowzoru, postanowili jednak oddać z pełną dokładnością to, co w sumie było raczej sprawą drugorzędną. I tak po raz kolejny otrzymaliśmy film naszpikowany aluzjami, grami słownymi, czy numerologią - tym, co poznaliśmy już oglądając "Matrixa". Otrzymaliśmy film o niebo lepszy od wyżej wspomnianych, zupełnie zbędnych sequeli, film na tyle ciekawy, że ta właśnie mała, bo skupiająca się tylko na jednym aspekcie analiza w ogóle powstała.
Marionetkowy reżyser James McTeigue w swoim debiutanckim filmie umieścił niesamowitą wręcz ilość odniesień do liczby 5. Odniesienia te są bardzo często dosłowne, jednak jeszcze częściej nawiązuje do nich litera "V" - rzymski odpowiednik arabskiej piątki. W całym filmie jest kilkadziesiąt ujęć i scen, w których tu i ówdzie puszczane jest do widza oko. Oko wskazujące na ten numerologiczny fetysz, fanom Vendetty znany również z komiksu.
Znaczna część z tu spisanych aluzji została wyłapana przez autora tego tekstu, część pochodzi ze źródeł internetowych, a część, która w tym tekście się nie zmieściła, nadal czeka na znalezienie. Także, jeśli coś umknęło uwadze fanów "V for Vendetta", coś co nie jest naciągane jak cięciwa w łuku Robin Hooda, a uchwycone zostało przez czytelnika tej mikro-analizy, niechaj zostanie zgłoszone, a na pewno będzie dopisane do niżej prezentowanej listy. Listy, która powinna być na tyle ciekawa, że ponowny seans mimo wszystko świetnej ekranizacji jeszcze lepszego komiksu będzie nieodzowny.
Remember remember the fifth of November Gunpowder, treason and plot. I see no reason why gunpowder, treason Should ever be forgot...
Liczba 5, pod postacią rzymskiego symbolu "V" rzuca się w oczy już w tytule filmu. Nie wszyscy jednak pewnie zauważyli, że zarówno tytuł polski, jak i angielski, składają się łącznie z pięciu sylab.
Pierwsze wypowiedziane przez V słowa w filmie, to cytat z "Makbeta" Williama Szekspira. Najsłynniejszy na świecie dramatopisarz jako swoją firmową stopę metryczną (najmniejsza jednostka miary wierszowej - zbudowana z powtarzających się sylab akcentowanych i nieakcentowanych), obrał jambiczny pentametr, czyli wiersz pięciostopowy. W niemal każdej linijce każdego z utworów Szekspira (m.in. wspomnianego "Makbeta") występuje więc pięć jambów (jamb zbudowany jest z dwóch sylab: akcentowanej i nieakcentowanej), dając nam łącznie dziesięć sylab na wers.
Po uratowaniu Evey z rąk tajnej policji, tajemniczy osobnik w masce przedstawia się jako V, wcześniej jednak wygłaszając 5-zdaniowy monolog, podczas którego używa 49 wyrazów zaczynających się na literę "v", co w połączeniu z czterema innymi znajdującymi się wewnątrz innych wyrazów jego wywodu, daje nam 53 nawiązania do liczby 5. Oto pełen tekst powitania Evey w wersji oryginalnej:
Voila! In view, a humble vaudevillian veteran, cast vicariously as both victim and villain by the vicissitudes of fate. This visage, no mere veneer of vanity, is a vestige of the vox populi, now vacant, vanished. However, this valorous visitation of a bygone vexation stands vivified, and has vowed to vanquish these venal and virulent vermin vanguarding vice and vouchsafing the violently vicious and voracious violation of volition. The only verdict is vengeance; a vendetta held as a votive, not in vain, for the value and veracity of such shall one day vindicate the vigilant and the virtuous. Verily, this vichyssoise of verbiage veers most verbose, so let me simply add that it's my very good honour to meet you and you may call me V.
Ponadto, w trakcie wygłaszania powyższego monologu, V robi krótką pauzę, podczas której rozcina znajdujący się na ścianie rządowy plakat dwoma cięciami, które przecinają się tworząc literę "V".
Imię Evey, ulubienicy głównego bohatera, to kolejne 4 nawiązania do liczby 5. "E" to piąta litera alfabetu, "V", jak wszyscy wiedzą, to też piątka, tylko, że po rzymsku. Dalej mamy kolejne "E", a na końcu "Y" - 25. literę (5x5) uwspółcześnionego alfabetu łacińskiego.
Obserwując gmach sądu, który lada moment ma zostać wysadzony w powietrze przez głównego bohatera, dostrzec można motto, które brzmi "Defend the Children of the Poor and Punish The Wrongdoer". Literka "U" w słowie "punish" jest jednak przedstawiona jako "V" (zapis prezentowany w filmie jest zgodny z zapisem rzeczywistym, jednak nie bez powodu znalazł się w tym właśnie filmie).
W rozmowie z głównym bohaterem, Evey przyznaje się, że kiedyś wcieliła się w postać Violi, w sztuce "Wieczór Trzech Króli" autorstwa Williama Szekspira.
Credo, wyznawane przez głównego bohatera (wygrawerowane na powierzchni zwierciadła, które w pewnym momencie poleruje Evey) brzmi: "Vi Veri Veniversum Vivus Vici" ("Siłą prawdy, Ja, człowiek żyjący, podbiłem Wszechświat"). W filmie słowa te przypisywane są Christopherowi Marlowe, twórcy "Tragicznych Dziejów Doktora Faustusa", podczas gdy tak naprawdę ich autorem jest słynny okultysta Aleister Crowley. Swoją drogą, słowo "Veniversum" w łacinie nie istnieje - zarówno w komiksie jak i w filmie popełniono literówkę. Prawidłowa pisownia łacińskiego słowa "Wszechświat" to "Vniversum". Alfabet łaciński początkowo nie rozróżniał liter "V" i "U".
Wśród wielu cytowanych przez głównego bohatera utworów literackich, nie mogło zabraknąć fragmentów pochodzących z książki Thomasa Pynchona, zatytułowanej "V.".
Na nieaktualnej przepustce do studia telewizji BTN, którą znajduje Finch, zauważyć można aż trzy literki "V": w imieniu panny Hammond, w słowie "television" oraz na naklejce unieważniającej z napisem "VOID".
W trakcie wygłaszania orędzia do narodu, odtwarzanego z płyty w chwilę po sterroryzowaniu gmachu telewizji BTN, czerwona kotara za plecami głównego bohatera oświetlana jest w taki sposób, że światło tworzy na niej literę "V". W rogu ekranu natomiast, widzimy logo pirackiej stacji VTV.
Do więzienia Larkhill, V został przetransportowany 22 maja (=piąty miesiąc), wraz z 49 innymi osobami, co daje nam łącznie 50 osób, na których można było eksperymentować.
Główny bohater przetrzymywany był w celi oznaczonej rzymską liczbą "V". Stąd też prawdopodobnie wzięło się jego imię/pseudonim. Dodatkowa ciekawostka: w systemie binarnym, liczbę 5 zapisujemy jako "101", co jest (troszeczkę naciąganym) nawiązaniem do Orwellowskiego "Pokoju 101", najbardziej przerażającego miejsca w powieści "1984".
W czasie pierwszego przesłuchania Evey, światło wpada do pokoju z lewej górnej strony ekranu. W czasie ostatniego zaś, z prawej górnej. Jeśli zestawimy obok siebie klatki filmu pochodzące z obu przesłuchań, światło uformuje nam literę "V".
Evey znajduje w celi list napisany przez kobietę imieniem Valerie, która urodziła się w roku 1985, a najszczęśliwsze chwile w życiu przeżyła w roku 2015.
Pomnik pamięci ofiar ataku biologicznego na szkołę St. Mary, to pięć trzymających się za ręce osób.
Składając wizytę w domu Creedy'ego, V, aby uniemożliwić agentom rządowym podsłuchanie rozmowy, włącza "V Symfonię" Ludwiga van Beethovena. Początkowe takty tego utworu, w alfabecie Morse'a prezentują się następująco: "...-" i reprezentują literę "V". Co więcej, w czasie II Wojny Światowej, każda relacja radia BBC zaczynała się od tego właśnie fragmentu, co było nawiązaniem do churchillowskiego gestu i powiedzonka "V for Victory". Tytuł, tak komiksu, jak i filmu, jest trawestacją słów najsłynniejszego premiera w historii Wielkiej Brytanii.
Co prawda nie widać tego wyraźnie na filmie, ale w scenie tańca przed finałem, V z szafy grającej wybiera piosenkę numer 5. Notabene, wszystkie piosenki w jego szafie grającej oznaczone są piątką.
Główny bohater mieszka w podziemiach na stacji metra o nazwie Victoria. Tam też rozgrywa się jedna z najbardziej efektownych scen filmu - pojedynek V z ludźmi Creedy'ego.
Przewrócone kostki domina układają się w literę "V", zamkniętej w okręgu - symbol rewolucji planowanej przez głównego bohatera. Dodatkowa ciekawostka: efekt domina został zrealizowany całkowicie konwencjonalnymi metodami, bez udziału komputerów - do ułożenia konstrukcji zatrudniono kilku profesjonalnych "układaczy", którzy z ponad 22 tysięcy kostek stworzyli tę niesamowitą quasi-mozaikę.
Symbol rewolucji - "V" zamknięte w okręgu - w całym filmie pojawia się kilkunastokrotnie. Najczęściej pod postacią namalowanych rozpylaną farbą graffiti, zamazujących propagandowe plakaty rządowe. Dodatkowa ciekawostka: jeśliby odwrócić o 180 stopni to swoiste logo głównego bohatera, otrzymamy symbol podobny do tego, który stosują organizacje anarchistyczne.
W czasie potyczki z Creedym i jego ludźmi na stacji metra, przed rzuceniem sztyletów, V krzyżuje je w dłoni tworząc symboliczne "V".
W czasie lotu, na chwilę przed ugodzeniem dwóch popleczników Creedy'ego, dwa skrzyżowane wcześniej sztylety obracają się 5 razy.
Umierający kanclerz ma na czole krwawą bliznę, układającą się w kształt litery "V".
Na chwilę przed śmiercią, Creedy oddaje 5 strzałów w kierunku głównego bohatera. Na własną zgubę, nie zdążył przeładować rewolweru do końca.
Po walce ociekający krwią V, zataczając się, uderza barkiem o ścianę, zostawiając na niej krwawy ślad do złudzenia przypominający jego imię.
Zniszczenie więzienia Larkhill, sądu Old Bailey jak i Parlamentu, miały miejsce 5 listopada. Jest to również nawiązanie do tzw. "Spisku Prochowego Guya Fawkesa", czyli autentycznej próby wysadzenia w powietrze brytyjskiego Parlamentu w dniu jego otwarcia, 5 listopada 1605 roku. Ponadto, listopad (łac. i ang. "November") jest jedynym miesiącem, którego nazwa zawiera literę "V".
Na moment przed początkiem rewolucji, wskazówki Big Bena układają się w kształt litery "V", wskazując godzinę 11:04 w nocy. Pierwsi ludzie zaczynają wychodzić na ulice o godzinie 11:05, w nocy 5-tego listopada. Zapisując godzinę 11:05 jako datę, otrzymujemy 11-05 - piąty dzień listopada.
Londyńczycy w maskach Guya Fawkesa podchodzą do parlamentu z czterech przecinających się kierunków, tworząc tym samym dwie litery "V".
By dokończyć swoją vendettę, V zabija w filmie pięciu wysoko postawionych ludzi w państwie: Lewisa Prothero, biskupa Lillimana, Delię Surridge, Adama Sutlera i Creedy'ego.
Zarówno eksplozja na początku filmu, jak i ta film zamykająca, zawierają sekwencję fajerwerkową. Rozświetlające niebo sztuczne ognie w pewnym momencie tworzą na niebie wszechobecne w filmie "V".
Od momentu gdy padają pierwsze słowa filmu, aż do końca piosenki "Street Fightin' Man" w napisach końcowych, mija niemal dokładnie 125 minut. Na pierwszy rzut oka nie ma to aż tak dużego związku z liczbą 5, jednak jeśli przedstawimy 125 jako 5x5x5 wszystko staje się jasne.
Kiedy Gordon oprowadza Evey po tajnej komnacie w swojej willi, dziewczyna nie może się nadziwić zgromadzonym przez niego nielegalnym reliktom przeszłości. Jednym z nich jest Koran, który zajmuje wśród skarbów gospodarza zaszczytne miejsce w gablocie. Otwarty i ułożony jest w taki sposób, że kształtem przypomina literę "V".
Ilekroć Adam Sutler ma powody do niezadowolenia albo zabiera się za wydawanie rozkazów, zwołuje wideokonferencję z zaufanymi agentami swojego rządu. Za każdym razem rozmawia z pięcioma osobami.
Jak widać, nawiązań do trzeciej w kolejności liczby pierwszej, piątej liczby Fibonacciego, liczby atomowej boru, czyli po prostu piątki jest od zatrzęsienia. Prawdę mówiąc jest ich tak dużo, że chyba nie ma ujęcia, w którym w jakiś sposób, czy to słownie, czy graficznie, piątka nie byłaby przywoływana. A tak duże stężenie tej liczby na milimetrach kwadratowych filmowej kliszy jest na tyle ciekawe, że dodatkowo uatrakcyjnia nam seans i tak już znakomitego "V jak Vendetta". Polecam go z całego serca, zwłaszcza poszukiwaczom filmowych ciekawostek.